Dlaczego szkoła?

Niefortunny kierunek rozwoju naszego społeczeństwa sprawił, że w wielu okolicach wielkomiejskich szkoły nabrały ufortyfikowanego charakteru, co czyni z podstawówek i gimnazjów w dzielnicach biedoty i gettach mniejszości rasowych doskonałe punkty obrony przed epidemią zombizmu. Te budynki są w stanie przetrwać najazd żywych wandali w czasie cyklicznych rozruchów na tle ekonomicznym lub rasowym, a co dopiero atak watahy zombie. Ich tereny otaczają wysokie płoty z siatki drucianej, co sprawia, że nabierają wyglądu - a w przypadku ataku umarlaków na szczęście także charakteru - obozów warownych. Na miejscu są zazwyczaj stołówki z zapasem pożywienia i dobrze wyposażony gabinet lekarski, zaś tutejsze pielęgniarki mają odpowiednie doświadczenie, wiedzę i sprzęt niezbędny do szycia ran ciętych i opatrywania postrzałów. Sala gimnastyczna zapewni miejsce i sprzęt do ćwiczeń dla obrońców. Tego typu szkoła daje największe szansę - może nie na edukację najwyższej klasy, ale na pewno na przeżycie w razie ataku zombie.

sobota, 12 października 2013

Szczęśliwe zakończenie?

Minął tydzień od uratowania żołnierzy , cztery dni temu mieliśmy ruszyć do jednostki, ale nie mogliśmy. Ludzie zaczęli chorować, pierwsze objawy to gorączka, później zapadali w śpiączkę, a gdy pierwszy z chorych obudził się jako zombie wydałam rozkaz by zabić wszystkich chorych. Nikt nie chciał tego zrobić. Wykwalifikowani żołnierze niczym nie różniący się od przestraszonych cywili. Sama musiałam zabić sporą część chorych, dokładnie 22, żołnierze zabili pozostałych. Jakimś cudem ja, Michał, pan Dormus i jeden z żołnierzy Robert przeżyliśmy, a oprócz nas tylko siedmiu cywili.
Nie mam już serca. Już nic nie czuję. Zabiłam własną siostrę, była chora. Miałam się nią opiekować, mówiłam, że jest bezpieczna, że przy mnie jej nic nie grozi ale to ja ją zabiłam. Jeden strzał i było już po wszystkim.
Teraz sama jestem chora. Czuję pierwsze objawy choroby, jest mi gorąco i jestem słaba. Wszystko mnie boli. Wyszłam na zewnątrz  Powiedziałam reszcie, że się zmieniam i poprosiłam o spalenie moich zwłok, za kilka minut, gdy będzie już po wszystkim. Już się nie boję dotarłam do miejsca gdzie nic już nie będę czuć. Moi rodzice? Jeśli żyją to dobrze, a jeśli nie to może spotkam ich po śmierci. Jak jest po drugiej stronie? Jeszcze nie wiem, ale za chwilę wszystko stanie się jasne.
Przykładam lufę do skroni. Moje ostatnie sekundy życia. Patrzę na zielone lasy i błękitne niebo. Takim chcę zapamiętać ten świat. Przepraszam wujku, to już mój finał, nie pójdę w twoje ślady, nie będę już wydawać rozkazów. To koniec. Pociągam za spust. Umieram z uśmiechem na ustach.

Właśnie spaliłem jej zwłoki. Znałem ją tak krótko, a mimo to była dla mnie kimś więcej niż starą uczennicą. Stała się legendą. Wiem, że Michał ją kochał, mimo że go odrzuciła. Raz spytałem ją dlaczego, a ona odpowiedziała z uśmiechem.
"Mam kogoś kogo kocham i wiem, że kiedyś się ponownie spotkamy, a gdy to nastąpi chcę powiedzieć z czystym sumieniem : byłam wierna."
Tylko tyle takie proste słowa, a sprawiają, że chce wierzyć w ludzkość nawet w czasie apokalipsy.
Słyszę alarm. Ktoś lub coś się zbliża. Biegnę na górę tylko po to by zobaczyć zbawienie. Czołgi i opancerzone samochody jadą w naszym kierunku.
-Jesteśmy uratowani.- Mówi Robert.
-Tak.- Odpowiadam z ulgą.
Otwieramy im bramę, ale tylko jeden z samochodów przez nią przejeżdża  Wysiada z niego czterech ludzi. Rafał natychmiast staje na baczność i krzyczy.
-Witam, generale.
-Spocznij -odpowiada.
Wszyscy ludzie zamieszkujący szkołę wyszli by ich przywitać. Generał i jedne z żołnierzy patrzy na nich z nadzieją i szuka kogoś wzrokiem.
-Czy coś się stało?- Pytam.
-To wszyscy ocaleni?
-Tak, tylko tylu przeżyło.- Odpowiadam smutno.
-A Sabina i Weronika Rojek?- Pyta z nadzieją.
-Weronika została zarażona kilka dni temu, a ciało Sabiny spaliłem kilka minut temu. - Generał zacisnął pięści,a młody żołnierz zaczął uderzać w samochód jak oszalały.
-Nie nie nie !- Krzyczał, a dwóch żołnierzy starało się go uspokoić.
-Marcin opanuj się!- Krzyknął generał, a on stanął w miejscu.- Nie załamuj się, ona by tego nie chciała.
-Wiedziała, że się zmieni więc podjęła słuszną decyzję. Nikt jej do tego nie zmuszał.- Mówię spokojnie.- Dla nas to też wielka strata.
-Kim wy jesteście?- Pyta Michał.
-Jestem znaczy byłem jej wujem, a on chłopakiem.
-Rozumiem.- Więc to on był jej wielką miłością, ale przyjechał godzinę za późno.
-Chciałaby żebyś coś wiedział.
-Tak? Co takiego?
-Naprawdę cię kochała i była ci wierna.
Na jego ustach pojawia się tajemniczy uśmiech.
-Dziękuję.
-Macie pięć minut na zabranie swoich rzeczy. Zabieramy was do bezpiecznego miejsca, a ty -wskazuje na mnie- pokaż mi gdzie spaliliście jej ciało.


Te mury są naszym światem

Idę ciemnym korytarzem, szukam jej i to ostatnie miejsce gdzie mogła się schować. Dlaczego mnie unika? Nie wiem kobiety są jakieś bardziej skomplikowane  Mówią nie, a myślą tak. To naprawdę frustrujące  Czy nie mogłyby tak normalnie mówić czego chcą? Wchodzę do najbardziej wysuniętego na zachód pomieszczenia. Kiedyś było tutaj przedszkole, sądząc po malunkach na ścianie było to dobrych kilka lat temu.
-Jesteś tu?- Pytam niepewnie.
-Tak.- Mówi i słyszę jak idzie w moją stronę, ale jej nie widzę.- Coś się stało?
Słyszę jej aksamitny głos z lekką nutą niepokoju. Nagle wyłania się zza drzwi. Jest piękna, zapiera dech w piersiach. Ma na sobie czarną bokserkę, która opina jej niewielkie, piersi i płaski brzuch, zadziwiają mnie jej krótkie spodenki, które pokazują długie, wysportowane nogi. Chciałbym czuć je obejmujące mój pas i całować jej niewielkie usta.  Najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałem badają moją twarz i burza rudych włosów oplatających niedbale jej głowę jest taka podniecająca. Patrzenie na nią jest jednocześnie bólem i przyjemnością.
-Co się dzieje?- Pyta i patrzy wyczekująco.
-Nic się nie dzieje.- Odpowiadam zgodnie z prawdą.- Jest już późno i twoja siostra się o ciebie martwiła.
-Która już godzina?- Pyta zaskoczona.
-Dopiero po 20.- Uspokajam ją.- Twoja siostra chciała spytać czy może spać dzisiaj z koleżanką, chyba ma na imię Sylwia.
-Muszę do niej iść.- Mówi i próbuje przejść obok mnie.
-Nie musisz.- Mówię i chwytam ją za ramię.- Pozwoliłem jej.
-Co takiego?- Nie może uwierzyć moim słowa.- Pozwoliłeś?
-Tak.- Odpowiadam zrezygnowany, mimo to lubię jak się złości.
-Nie miałeś prawa.- Odpowiada urażona.
-Miałem.- Mówię uśmiechając się szeroko.- Nie było cię, a ona chciała tylko spać z koleżanką.
Odsuwam jej zabłąkane kosmyki za ucho, a ona się nie wzdryga. To dobry znak.
-Dobrze.- Mówi po chwili.- Dziękuję.
-Czy ty mi podziękowałaś?- Śmieję się z niej.
-Cofam to co powiedziałam.- Mówi, ale w jej oczach czai się śmiech.
-Już za późno.- Odpowiadam z wilczym uśmiechem.
-Wcale nie.-Szturcha mnie w ramię i się śmieje.
-Dlaczego tak rzadko widzę cię w dobrym nastroju?- Pytam zaciekawiony i dotykam jej podbródka,ma ona automatyczne się cofa.
-Mam za dużo na głowie.- Odpowiada smutno i siada na krześle.
Podchodzę do niej i lekko dotykam pasm jej jedwabistych włosów, podnosi wzrok i patrzy na mnie z ... sam nie wiem. Nie potrafię czytać w ludziach i ich mowie ciała. Bez zastanowienia pochylam się i nasze wargi się stykają. Lekko jak muśnięcie wiatru, odsunąłem głowę na kilka cali by spojrzeć jej w oczy, które ciągle ma zamknięte.
-Nie mogę.- Mówi ledwie słyszalnym szeptem.
-Bo masz chłopaka, który jest gdzieś tam poza murami naszego świata?- Mówię głośno, bo jej słowa ranią jak noże.
- Tak.- Odpowiada i szybko wychodzi.
To by było na tyle naszej rozmowy.

niedziela, 29 września 2013

Wycieczka Zombi

Pan Dormus poszedł sprawdzić co z ludźmi, którzy są pod naszą opieką, a my szybko dotarliśmy na górę.
-Co jest?- Pytam szeptem stojącego przy oknie Michała.
-Sama zobacz.- Mówi i odwraca się w naszą stronę. Spogląda na żołnierza i wyciąga rękę w jego stronę- Michał.
-Robert.- Mężczyzna ściska mu dłoń i kpiąco uśmiecha się do mnie.
Wiem co mi chce przekazać ''to on poznał moje imię przed tobą, nawet informacji nie potrafisz wyciągnąć z człowieka, a chcesz dowodzić naszą grupą.'' Unoszę jedną brew spoglądając na niego, ale nic nie mówię.
Patrzę na sytuację rozgrywającą się na zewnątrz. Widzę około dwa tuziny zombi idących powoli drogą. Zmierzają w stronę szkoły i tak, idą śladem krwi żołnierzy. Cóż, nic na to nie poradzimy. Jesteśmy dobrze chronieni przez ogrodzenie i grube mury. Taka garstka intruzów nic nam nie zrobi. Oddycham z ulgą.
-Ogrodzenie zostało dzisiaj sprawdzone?- Pytam cicho.
-Tak,- odpowiada Michał- sam sprawdzałem.
-Dobrze, nie powinni nam zagrażać.- Mówię i idę w stronę schodów.
-Nic z nimi nie zrobisz?- Pyta Rafał z lekkim zdziwieniem.- Trzeba je po wystrzelać i spalić. Skoro umywasz od tego ręce to my się tym zajmiemy.
-Reagują na dźwięk i nie wiemy ilu ich jest w zasięgu słuchu.-Patrze na niego i muszę posunąć się do groźby.- Jeśli usłyszę strzał to cię zabiję.
-Grozisz mi?- Prawie krzyczy.- Jesteś tylko dzieckiem, któremu pozwolono pobawić się bronią.
Wyciągnął pistolet z wewnętrznej kieszeni kurtki i przyłożył mi do czoła. Jego kolega natychmiast zareagował chwytając go za tors i próbował go odciągnąć ode mnie, ale stał twardo i ani drgnął. Michał próbował wejść między mnie, a jego wyciągniętą rękę. Położyłam mu dłoń na klatce piersiowej. Muszę być spokojna i opanowana- powtarzam sobie. Michał patrzy na mnie oszołomiony, ale nic nie mówi.
-Zrób to jeśli poczujesz się dzięki temu bezpieczniejszy.- Mówię nie urywając kontaktu wzrokowego.
-Nie rób tego.- Prosi jego przyjaciel.
Michał próbuje odciągnąć jego rękę w innym kierunku i Rafał natychmiast wcelowuję w niego bronią. Tego już za wiele,możemy się sprzeczać i sobie grozić, ale nie powinniśmy wciągać do tego innych osób..
-To twoja ostatnia szansa żeby odłożyć broń.- Mówię zdenerwowana.
-Nie będziesz mi rozkazywać!- Krzyczy i znowu próbuje we mnie wycelować.
Wszystko trwa dosłownie ułamki sekund. Uderzam go w ramię i pistolet dosłownie wypada mu z rąk, prawie równocześnie kopię go w goleń , tak jak uczył mnie tego wujek i on upada na podłogę. Michał mimo lekkiego oszołomienie uderza go w głowę, a Rafał traci przytomność.
-Co wy robicie?- Pyta zdezorientowany żołnierz.
-Jak masz na imię?- Pytam podnosząc pistolet i zabezpieczam.
-Wojtek.- Odpowiada bez wahania.
-Przykro mi, ale w związku z tą sytuacją musicie oddać broń i amunicje.
-Nie możemy,-mówi szybko,- przecież wiesz jak wygląda sytuacja. Potrzebujecie każdych rąk do walki.
-Twój kolega celował do mojego człowieka- Mówię rzeczowo i patrzę jak Michał wyciąga drugą broń i amunicję z ubrania Rafała.- Walczymy z umarłymi, nie możemy walczyć jeszcze między sobą. Otrzymacie broń z powrotem, gdy zdecydujemy co robimy dalej, ale do tego czasu nie możecie stanowić zagrożenia.
-Będziesz ławą przysięgłych, sędzią i katem, jednocześnie?- Prycha na mnie.
-Jeśli zajdzie taka potrzeba.- Odpowiadam.- Do puki nie ustalimy co i jak, będziecie naszymi gośćmi.
-Raczej więźniami.- Odpowiada z pogardą, ale teraz w jego głosie słyszę szacunek.
-Możecie odejść kiedy chcecie.- Odpowiadam z lekkim uśmiechem.
-To ja już wolę zostać na twoich zasadach.- Mówi weselej, a ja wyciągam rękę w jego stronę, patrzy ze zdziwieniem, ale gdy do niego dociera co ma zrobić cały sztywnieje, ale oddaje : dwa pistolety, broń szturmową, którą miał przewieszoną przez plecy, trzy magazynki, scyzoryk i długi nuż.
-Sporo tego.- Mówi Michał i cicho gwizda.
-Zanieś wszystko do nas i przyjdź na dół.- Mówię, a on kiwa głową i odchodzi.
-Weźmy go na dół, może potrzebować pomocy medycznej.
-Dobrze.-Odpowiada i bierzemy go pod pachy.- Ciekawe czy skończyli już z Olkiem.
-Olkiem?- Powtarzam ze zdziwieniem.
-Trzecim żołnierzem.- Wyjaśnia i uśmiecha się do mnie.- Nie przywiązujesz wagi do imion, prawda?
-Tak, masz rację.- Tłumaczę lekko zakłopotana.- To dlatego, że ciężko mi jest je zapamiętywać. To taka rodzinna przypadłość.
-Znam tylko jedną osobę, która nigdy nie pamięta imion.- Rozmyśla na głos.
-Tak? Kogo?- Proszę niech nie mówi o moim wujku.
-To nasz generał Turewicz, ostatnio mówiono, że jest w drugiej jednostce i stamtąd dowodzi.-Mówi i zapomina o moim istnieniu, ciekawe jak dobrze go zna.

środa, 25 września 2013

Umrzeć za ojczyznę to największy z możliwych zaszczytów

-Nie jesteś za młoda żeby walczyć? -Zwraca się do mnie ten z żołnierzy, który został by spalić ciała poległych towarzyszy i patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Widziałam dziecko, które umarło na rękach matki, -mówię spokojnie, patrząc mu prosto w oczy,- a ona odebrała sobie życie kilka godzin później. Śmierć nie patrzy na wiek, przychodzi po każdego. Ja chcę tylko walczyć.
-W bitwie, którą i tak przegramy?- Rzuca drwiąco i zaczyna wyciągać ciała z samochodów.
Zawsze jest nadzieja.- Odpowiadam i zaczynam sprzątać ciała.
-Dla nich też jest nadzieja?
Nie przerywa swojego zadania i nawet na mnie nie patrzy, ale wiem o co mu chodzi. Patrze na twarz poległego człowieka. Nie mógł mieć więcej niż 20 lat, zostawił przyjaciół i rodzinę by walczyć. Teraz są z niego dumni o ile jeszcze żyją.
-Śmierć czeka nas wszystkich- mówię cierpko,- ale ja będę trzymać się życia jak długo się da.
-Góra tydzień.- Odpowiada.- Później wszyscy będziemy żywymi trupami.
-Masz jeszcze rodzinę?- Pytam, a on patrzy na mnie oczami, w których zbierają się łzy. Nigdy nie widziałam dorosłego mężczyzny w takim stanie.
-Nie wiem.
Odpowiada ledwie słyszalnym szeptem i wracamy do swojego obowiązku.
Ułożyliśmy ciała w jeden stos pogrzebowy. Chwilę patrzyliśmy jak ciała są pochłaniane przez ogień. Wyobraziłam sobie śmierć bliskich, czy będę stała nad ich grobami? Jak długo uda nam sie przeżyć to piekło? W oczach zbierają mi się łzy, odganiam je szybko i powtarzam sobie, że muszę być silna nie tylko dla siebie, ale też dla mojej siostry i wszystkich ludzi w tej szkole.
-Z której jednostki jesteś?- Pytam chcąc wrócić do przyziemnych rzeczy
-Czwartej.- Odpowiada nie odrywając wzroku od ognia.
--Jakie mieliście rozkazy?
-Jechaliśmy do drugiej jednostki, słyszeliśmy, że zbierają tam wojsko i przegrupowują siły i że jest tam bezpieczniej.
-Rozumiem.- Oni uciekali do bezpiecznego miejsca, ale przynajmniej wiem, że w dwójce jest bezpiecznie. Otrzymałam od niego nadzieję, a on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.- W jakim stanie są wasze samochody?
-Nie najlepszym.- Odpowiada bez zastanowienia, ale po chwili dodaje.- Ale po naprawie dojadą do tamtej jednostki.
-Wjedźmy nimi za bramę.- Mówię i idę po klucze do środka.
Po chwili wracam z dwoma mężczyznami, którzy mimo odrazy wywołanej smrodem i świeżą krwią wsiadają do pojazdów. Żołnierz wsiada do trzeciego, otwieram bramę i po chwili wszyscy jesteśmy bezpieczni za ogrodzeniem.
Szybkim krokiem wchodzę do szkoły szczelnie zamykając za sobą frontowe drzwi. Idę do tylnych drzwi i je otwieram, żeby mężczyźni mogli bezpieczni wejść  ale stoją przy samochodzie więc zostawiam drzwi lekko uchylone, ale wyciągam klucze z zamka i wkładam do kieszeni. Jestem na korytarzy na parterze. W klasie po lewo widzę jak zszywają rozcięcie na udzie jednemu z żołnierzy. Jest z nim pan Dormus , dyrektor i drugi żołnierz . Wszyscy stoją w grobowej ciszy. Wchodzę do środka. 
-Co z nim?- Pytam szkolną pielęgniarkę, która udziela  pomocy w nagłych wypadkach i od kilku dni ma pełne ręce roboty.
-To tylko rozcięcie.- Odpowiada spokojnie jakby jej zadaniem było przylepienie plastra.
-Jak do tego doszło?- Pytam jego towarzysza, który patrzy na mnie z rezerwą.
-Dostał ostrym kawałkiem karoserii w samochodzie.- Odpowiada zbyt podejrzliwie, patrzymy na siebie przez dłuższą chwilę.
Podchodzę bliżej pacjenta i dokładnie oglądam ranę. To czyste cięcie, na pewno nie zaatakował go jeden z żywych trupów, ale ryzyko zakażenia wciąż jest duże, zbyt duże.
-Sprawdź dokładanie czy nie ma zakażenia i monitoruj jego temperaturę.- Mówię zwięźle i wiem, że ona wykona dobrze swoją robotę.
-Myślisz, że kłamię? -Pyta oburzony.
-Wolę mieć pewność.- Staję przodem do niego i czekam na kolejny taka słowny.
Całe jego mięśnie się napinają, a jego szczęka się zaciska.
-Myślisz, że narażę cywilów na niebezpieczeństwo?- Mówi przez zaciśnięte zęby. 
-Żeby dać szansę przyjacielowi? -Spoglądam nieustępliwym wzrokiem na jego twarz i mówię bez skrępowania. -Ja bym tak zrobiła.
Milczy zastanawiając się nad moimi słowami. Przez tą jedną chwilę wszyscy patrzą na mnie jakby widzieli mnie pierwszy raz w życiu.
-Więc jesteś lekkomyślna i głupia. -Mówi z wyższością.- Dlatego tak mało kobiet jest w wojsku. Macie za dużo współczucia dla innych.
-Takie jest twoje zdanie. -Mówię z uśmiechem, ale gdzieś głęboko w środku jego słowa mnie ranią.-Ale dopóki tu jesteście musisz znosić moją obecność.
-Dzięki Bogu to nie ty tu dowodzisz. -Mówi z zadowoleniem i odwraca się w stronę pana Dormusa. - Jak wygląda wasza sytuacja? Ilu macie ludzi? Broni? Cywilów?
-Mamy żywność, trzech ludzi z bronią i 45 cywilów. -Mówi krótko.
Do środka wchodzi pan Kotarski z drugim żołnierzem. Oboje nie zauważają napiętej atmosfery i przerywają wymianę zdań.
-Samochody mogą być sprawne dopiero jutro po południu, -mówi dyrektor,- jest z nimi trochę pracy, ale mają w baku dużo paliwa więc uważam, że gdzieś nimi dojedziemy.
-Tylko pytanie "gdzie?". -Mówi cicho pan Dormus.
-Za trzy dni wyruszymy do drugiej jednostki, to niedaleko. -Mówię.
-Tam powinniśmy być bezpieczni. -Stwierdza rzeczowo żołnierz stojący w drzwiach.
-To dobry pomysł, ale jak przekonamy ludzi żeby z nami jechali. -Zastanawia się głośno pan Dormus.
-Wystarczy, że będą mieli jakiś nowy cel i pójdą. -Stwierdzam.
-Kto tutaj dowodzi ?-Pyta żołnierz Ważniak i patrzy na stojących obok mnie mężczyzn.
-Nie mamy wyznaczonego dowódcy. -Stwierdza z zakłopotaniem pana Kotarski. -Ale to Sabina podejmuje wszystkie decyzje i organizuje naszą pracę, więc to ona tutaj dowodzi.
-Tylko nie mów mi, ze to chodzi o ciebie. -Wzdryga się i patrzy na mnie.
-Witaj w moim świecie.- Odpowiadam z najsłodszym możliwym uśmiechem i patrze na rosnącą złość w jego oczach.

Nagle rozlega się głośne uderzenie w rurach. Jeden, dwa, trzy odgłosy.
-To nasz alarm. -Mówi pan Dormus.-Zombi nadchodzą.
-Jak długo jeszcze zajmie pani szycie? -Pytam.
-Jeszcze chwilę. -Odpowiada.
-Dobrze. Panie Katarski zostanie pan z tutaj. Panie Dormus idziemy, panowie -zwracam się do pozostałych mężczyzn, - możecie zobaczyć nasz punkt obserwacyjny. -mówię i już mnie nie ma, jestem w drodze na piętro.

niedziela, 22 września 2013

Misja ratunkowa

-Sabina,- ktoś krzyczy moje imię i szarpie mnie za ramię,- obudź się! Szybko wstawaj!
Otwieram oczy i widzę nad sobą twarz dyrektora, która jest przerażona. Coś się stało gdy ja spałam. Zawiodłam ich?
-Co się dzieje?- Pytam przyczepiając broń do mojego uda.
-Nie ma czasu, -mówi i idzie w stronę drzwi.- Przyjechało wojsko, ale ma kłopoty. Nie wiemy co robić.
Zbiegłam bo schodach i weszłam do klasy, która jest naszym punktem obserwacyjnym. Sama nie wierzyłam w to co widzę. Trzy terenowe samochody wojskowe, zaatakowane przez grupę zombi. Szybko oceniłam zniszczenia. Tuż pod samym naszym nosem giną żołnierze, a ja nie mam zamiaru bezczynnie na to patrzeć.
-Od barykadujcie drzwi, musicie być gotowi gdy przyniesiemy rannych. -Mówię szybko, ale to co mam zamiar zrobić nie będzie łatwe.- Panie Dormus pójdzie pan ze mną? -Widzę jak kiwa głową i już szykuje się do wyjścia.- Michał osłaniaj nas stąd, a jak nie wrócimy to zajmij się wszystkim.
Otwieram okno i wychodzę przez nie. Automatycznie wyciągam broń i zaczynam. Strzelać do zombi przy pierwszym samochodzie. Mój towarzysz podąża za mną i trzech zombi leży na ziemi, przy drugim samochodzie był tylko jeden umarlak, to było łatwe. Trzeci samochód jest oblegany przez tuzin martwych istot, ale ten pojazd jest bardziej wytrzymały, mimo ze nie widziałam czy ktoś jest w środku. Miałam nadzieję, że nasza misja ratunkowa uratuje chociaż jedno istnienie. Nie zawahałam się podczas strzelania. Czterech zombi porzuciło samochód i ruszyło w nasza stronę. Kilka precyzyjnych strzałów w głowę i w serce sprawiło, ze upadli na ziemię, po kilkunastu sekundach te istoty pełzały po ziemi.
-Sprawdź co z ludźmi.- Usłyszałam i pognałam do pierwszego pojazdu.
Nie mogłam przez chwilę oddychać gdy zobaczyłam dwa trupy w mundurach, w drugim samochodzie nie było inaczej nikt nie przeżył. Pan Dormus. ciągle dobijał martwych siekierką, gdy z trzeciego samochodu wyszło dwóch żołnierzy, spojrzeli na nas zaskoczeni, a ja zerkłam na samochód, którego szyby były całkowicie pokryte krwią. Zdałam sobie sprawę, że oni nie widzieli kto ich ratował.
-Szybko wejdźcie do szkoły.- Powiedziałam i wskazałam na budynek, w którym drzwi się właśnie otwarły
-Mamy rannego kolegę.- Powiedział jeden i podał rękę mężczyźnie w samochodzie.Przez chwilę miałam nadzieję go zobaczyć, ale ona została szybko rozwiana. To nie był on.
-Dla każdego znajdzie się miejsce.- Powiedział pan Dormus.- Musimy spalić ciała.
-Zajmę się tym.- Powiedział drugi żołnierz.
-Pomogę ci.- Oświadczyłam.- Wy wejdźcie do środka.

Porzućcie wszelką nadzieję

Trzy ostatnie dni były prawdziwym koszmarem. Ciągle jesteśmy zamknięci w szkole i znikąd nie nadciąga pomoc. Codziennie słuchamy radia czekając na dobre wieści, ale takich nie ma. Wiemy, że cały świat walczy z tą epidemią, wojsko zmobilizowało swoje siły i ich głównym priorytetem jest obrona cywilów. Jednak nikt nas nie chce ratować.
Na pierwszym piętrze stworzyliśmy naszą małą społeczność. W pięciu klasach mieszka 45 osób, w każdej po 9, my śpimy w szóstej klasie. Mówiąc ''my'' mam namyśli Michała, pana Dormusa, moją siostrę Weronikę i mnie. Jesteśmy razem ponieważ tylko my mamy broń, a ludzie nie lubią gdy w nocy jest ktoś przy nich z bronią. Czują się wtedy nieswojo. Nie dziwie im się, ja bez broni czuję się okropnie.Dyrektor śpi w swoim gabinecie, twierdzi że czuje się tam bezpiecznie.. Ale ja wiem, że nie chce pokazać swoich słabości dlatego spędza tam większość czasu.,
W ciągu tych kilku krótkich dni, spaliliśmy czternastu zombi. Na szczęście żaden z naszych ludzi nie został zarażony. Stajemy się rodziną, jest  starsza pani, która opowiada dzieciom bajki na dobranoc. Są kobiety, które matkują wszystkim dzieciom, jest dwóch ojców którzy pomagają nam patrolować szkolę, są naprawdę pomocni mimo ze nie potrafią strzelać, mamy też duchownego, który odprawia msze i modli się całymi godzinami, prosi o zbawienie dla nas, ale ja wiem że to nic nie da, nie będzie zbawienia. Jestem mu wdzięczna za podtrzymywanie na duchu ludzi, z którymi tak ciężko mi się rozmawia.
Patrze na zegarek, za pięć minut skończy się moja warta i będę mogła pójść spać. Widzę jak Michał idzie w moją stronę, schodzę z okna i idę w stronę klasy.
-Powodzenia.- Mówię do niego, ale on chwyta moją rękę.
-Poczekaj chwilę.- Prosi i puszcza moją dłoń.
-Coś się stało? -Pytam lekko zmartwiona od tego incydentu z pocałunkiem prawie ze sobą nie rozmawiamy.
-Mówiłaś, że przeżyjemy, ale nie powiedziałaś jak długo.- To zarzut, że go okłamałam?
-Nie mówiłam o długim i spokojnym życiu.- Odpowiadam i patrze mu w oczy ze złością.
Przesuwa swoją ręką po włosach.
-Wiem, ale czy jest jakaś szansa na ratunek,- bierze głęboki oddech i kontynuuje - wojsko jest gdzieś i walczy, myślisz, że są blisko?
-Wierze,że są niedaleko i że dotrą do nas zanim wszyscy umrzemy.
Odwracam się w stronę okna i patrze na pełnię księżyca. Czuję ręce Michała, które mnie obejmują w pasie i jego oddech na moim karku. Szybko odsuwam się od niego.
-Nie próbuj tego ponownie.- Ostrzegam.
-Dlaczego? -Pyta, z łobuzerskim uśmiechem.
-Mam chłopaka.-Mówię a jego uśmiech gaśnie tak szybko jak się pojawił.
-Nie wierze ci.
-Twoja sprawa.- rzucam do niego. Wracam do klasy, odkładam broń obok siebie i kładę się obok mojej siostrzyczki, która śpi jak aniołek, szybko zasypiam.

Skazując dzieci na śmierć

Wchodzimy na salę gimnastyczną i słyszymy tylko kłótnie dorosłych i płacz dzieci.Dyrektor próbuje ich przekrzykiwać i wierze, że to on jest głosem rozsądku. Bez wahania podchodzę do pana Dormusa i podaje mu broń i dwa magazynki.
-Potrafi pan strzelać?- Pytam, a on uśmiecha się do mnie i przyjmuje oferowaną broń.
-Uczyłem się strzelać w wojsku, ale to było dawno temu.
-Teraz musi pan sobie szybko odświeżyć pamięć bo tylko pan, ja i Michał posiadamy broń.
-Gdzie ją znalazła?- Pyta Michała jakby mnie tu nie było.
-Spadek po starym historyku i zalet a niesprzątania strychu.- Odpowiada, nie patrząc nawet na mnie.
W tłumie ludzi widzę Weronikę, która przepycha się w moją stronę. Jest cała zapłakana. Klękam na kolanach i biorę ją. W ramiona.
-Dlaczego tak długo cię nie było?- Mówi i próbuje powstrzymać płacz.
-Mówiłam, że muszę sprawdzić czy jesteśmy bezpieczni. - Mówię i ocieram jej łzy z policzków.- Co się stało?
-Ten pan powiedział, że ludzie, którzy nie żyją powstają z martwych i przyjdą nas zabić.- W tym momencie zaczęła jeszcze bardziej płakać.
-Kochanie, spójrz na mnie.- Poczekałam, aż podniesie swoje oczy na wysokość moich.- Nie pozwolę nikomu i niczemu cię skrzywdzić.
Pocałowałam ją w czoło i zobaczyłam na jej twarzy uśmiech, nigdy nie pozwolę niczemu i nikomu skrzywdzić moją siostrzyczkę. Wyprostowałam się, a ona objęła mnie w pazie.
-Mama byłaby zła gdyby wiedziała, że nosisz ze sobą broń.- Powiedziała z figlarnym uśmieszkiem, a ja pogłaskałam jej włosy.
-Jaki macie plan? -Przerwał nam dyrektor, pytając nas o radę.
-Po pierwsze nie powinniśmy wzbudzać paniki.- Powiedziałam zbyt ostro niż zaplanowałam.
-Telefony i internet nie działają, a w radiu powiedzieli, że wszyscy powinni zabarykadować się w domach i czekać na dalsze informacje.- Powiedział rzeczowo Michał.
Dyrektor pokiwał głową jakby przyswajał informacje.
-Dobrze, dobrze...- Wymruczał pod nosem i odwrócił się w stronę ludzi obecnych na sali.- Moi drodzy! Musimy wszyscy pozostać w szkole dla naszego bezpieczeństwa i czekać na dalsze instrukcje, które będą podane przez radio.
-Nie będę tutaj siedział i czekał na śmierć!- Krzyknął jakiś facet i wyszedł z dzieckiem, a w jego ślady poszło wielu, którzy śpieszyli się do rodziny lub by pilnować swojego majątku.
-ZACZEKAJCIE!- Krzyczał dyrektor lecz na próżno. Nikt nie chciał go słuchać.
Na sali została mniej więcej setka osób. Głównie dzieci, których rodzice nie przyszli na zakończenie i rodzice, którzy bali się wyjść na  zewnątrz bo nie potrafią walczyć. Zapadła cisza, dyrektor był zrozpaczony, a mężczyźni obok wyjątkowo cisi. Jakaś część mnie chciała podnieść wszystkich na duchu.
-Proszę o uwagę.-Wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę.- Wiem, że się boicie, ale w szkole będziecie bezpieczniejsi niż na zewnątrz. Ci którzy wyszli wybrali śmierć dla siebie i dla własnych dzieci. Jeśli już nikt nie chce wyjść to zamkniemy wszystkie drzwi na zewnątrz..- Zobaczyłam panią woźną i zwróciłam się do niej.- Czy mogła by pani iść z Michałem i. Pozamykać drzwi?
-Tak, oczywiście. Mam przy sobie wszystkie klucze. -Powiedziała i ruszyła w stronę drzwi.
-Pójdziesz z nią?- Zapytałam Michała.
-Teraz nie mam wyboru.- Powiedział ciągle na mnie zły.
-Skąd pani wie co trzeba robić?- Zapytała jakaś starsza kobieta.
-Proszę mówcie mi Sabina i teraz wam powiem wszystko co wijem na temat zombi.