Dlaczego szkoła?

Niefortunny kierunek rozwoju naszego społeczeństwa sprawił, że w wielu okolicach wielkomiejskich szkoły nabrały ufortyfikowanego charakteru, co czyni z podstawówek i gimnazjów w dzielnicach biedoty i gettach mniejszości rasowych doskonałe punkty obrony przed epidemią zombizmu. Te budynki są w stanie przetrwać najazd żywych wandali w czasie cyklicznych rozruchów na tle ekonomicznym lub rasowym, a co dopiero atak watahy zombie. Ich tereny otaczają wysokie płoty z siatki drucianej, co sprawia, że nabierają wyglądu - a w przypadku ataku umarlaków na szczęście także charakteru - obozów warownych. Na miejscu są zazwyczaj stołówki z zapasem pożywienia i dobrze wyposażony gabinet lekarski, zaś tutejsze pielęgniarki mają odpowiednie doświadczenie, wiedzę i sprzęt niezbędny do szycia ran ciętych i opatrywania postrzałów. Sala gimnastyczna zapewni miejsce i sprzęt do ćwiczeń dla obrońców. Tego typu szkoła daje największe szansę - może nie na edukację najwyższej klasy, ale na pewno na przeżycie w razie ataku zombie.

niedziela, 29 września 2013

Wycieczka Zombi

Pan Dormus poszedł sprawdzić co z ludźmi, którzy są pod naszą opieką, a my szybko dotarliśmy na górę.
-Co jest?- Pytam szeptem stojącego przy oknie Michała.
-Sama zobacz.- Mówi i odwraca się w naszą stronę. Spogląda na żołnierza i wyciąga rękę w jego stronę- Michał.
-Robert.- Mężczyzna ściska mu dłoń i kpiąco uśmiecha się do mnie.
Wiem co mi chce przekazać ''to on poznał moje imię przed tobą, nawet informacji nie potrafisz wyciągnąć z człowieka, a chcesz dowodzić naszą grupą.'' Unoszę jedną brew spoglądając na niego, ale nic nie mówię.
Patrzę na sytuację rozgrywającą się na zewnątrz. Widzę około dwa tuziny zombi idących powoli drogą. Zmierzają w stronę szkoły i tak, idą śladem krwi żołnierzy. Cóż, nic na to nie poradzimy. Jesteśmy dobrze chronieni przez ogrodzenie i grube mury. Taka garstka intruzów nic nam nie zrobi. Oddycham z ulgą.
-Ogrodzenie zostało dzisiaj sprawdzone?- Pytam cicho.
-Tak,- odpowiada Michał- sam sprawdzałem.
-Dobrze, nie powinni nam zagrażać.- Mówię i idę w stronę schodów.
-Nic z nimi nie zrobisz?- Pyta Rafał z lekkim zdziwieniem.- Trzeba je po wystrzelać i spalić. Skoro umywasz od tego ręce to my się tym zajmiemy.
-Reagują na dźwięk i nie wiemy ilu ich jest w zasięgu słuchu.-Patrze na niego i muszę posunąć się do groźby.- Jeśli usłyszę strzał to cię zabiję.
-Grozisz mi?- Prawie krzyczy.- Jesteś tylko dzieckiem, któremu pozwolono pobawić się bronią.
Wyciągnął pistolet z wewnętrznej kieszeni kurtki i przyłożył mi do czoła. Jego kolega natychmiast zareagował chwytając go za tors i próbował go odciągnąć ode mnie, ale stał twardo i ani drgnął. Michał próbował wejść między mnie, a jego wyciągniętą rękę. Położyłam mu dłoń na klatce piersiowej. Muszę być spokojna i opanowana- powtarzam sobie. Michał patrzy na mnie oszołomiony, ale nic nie mówi.
-Zrób to jeśli poczujesz się dzięki temu bezpieczniejszy.- Mówię nie urywając kontaktu wzrokowego.
-Nie rób tego.- Prosi jego przyjaciel.
Michał próbuje odciągnąć jego rękę w innym kierunku i Rafał natychmiast wcelowuję w niego bronią. Tego już za wiele,możemy się sprzeczać i sobie grozić, ale nie powinniśmy wciągać do tego innych osób..
-To twoja ostatnia szansa żeby odłożyć broń.- Mówię zdenerwowana.
-Nie będziesz mi rozkazywać!- Krzyczy i znowu próbuje we mnie wycelować.
Wszystko trwa dosłownie ułamki sekund. Uderzam go w ramię i pistolet dosłownie wypada mu z rąk, prawie równocześnie kopię go w goleń , tak jak uczył mnie tego wujek i on upada na podłogę. Michał mimo lekkiego oszołomienie uderza go w głowę, a Rafał traci przytomność.
-Co wy robicie?- Pyta zdezorientowany żołnierz.
-Jak masz na imię?- Pytam podnosząc pistolet i zabezpieczam.
-Wojtek.- Odpowiada bez wahania.
-Przykro mi, ale w związku z tą sytuacją musicie oddać broń i amunicje.
-Nie możemy,-mówi szybko,- przecież wiesz jak wygląda sytuacja. Potrzebujecie każdych rąk do walki.
-Twój kolega celował do mojego człowieka- Mówię rzeczowo i patrzę jak Michał wyciąga drugą broń i amunicję z ubrania Rafała.- Walczymy z umarłymi, nie możemy walczyć jeszcze między sobą. Otrzymacie broń z powrotem, gdy zdecydujemy co robimy dalej, ale do tego czasu nie możecie stanowić zagrożenia.
-Będziesz ławą przysięgłych, sędzią i katem, jednocześnie?- Prycha na mnie.
-Jeśli zajdzie taka potrzeba.- Odpowiadam.- Do puki nie ustalimy co i jak, będziecie naszymi gośćmi.
-Raczej więźniami.- Odpowiada z pogardą, ale teraz w jego głosie słyszę szacunek.
-Możecie odejść kiedy chcecie.- Odpowiadam z lekkim uśmiechem.
-To ja już wolę zostać na twoich zasadach.- Mówi weselej, a ja wyciągam rękę w jego stronę, patrzy ze zdziwieniem, ale gdy do niego dociera co ma zrobić cały sztywnieje, ale oddaje : dwa pistolety, broń szturmową, którą miał przewieszoną przez plecy, trzy magazynki, scyzoryk i długi nuż.
-Sporo tego.- Mówi Michał i cicho gwizda.
-Zanieś wszystko do nas i przyjdź na dół.- Mówię, a on kiwa głową i odchodzi.
-Weźmy go na dół, może potrzebować pomocy medycznej.
-Dobrze.-Odpowiada i bierzemy go pod pachy.- Ciekawe czy skończyli już z Olkiem.
-Olkiem?- Powtarzam ze zdziwieniem.
-Trzecim żołnierzem.- Wyjaśnia i uśmiecha się do mnie.- Nie przywiązujesz wagi do imion, prawda?
-Tak, masz rację.- Tłumaczę lekko zakłopotana.- To dlatego, że ciężko mi jest je zapamiętywać. To taka rodzinna przypadłość.
-Znam tylko jedną osobę, która nigdy nie pamięta imion.- Rozmyśla na głos.
-Tak? Kogo?- Proszę niech nie mówi o moim wujku.
-To nasz generał Turewicz, ostatnio mówiono, że jest w drugiej jednostce i stamtąd dowodzi.-Mówi i zapomina o moim istnieniu, ciekawe jak dobrze go zna.

środa, 25 września 2013

Umrzeć za ojczyznę to największy z możliwych zaszczytów

-Nie jesteś za młoda żeby walczyć? -Zwraca się do mnie ten z żołnierzy, który został by spalić ciała poległych towarzyszy i patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Widziałam dziecko, które umarło na rękach matki, -mówię spokojnie, patrząc mu prosto w oczy,- a ona odebrała sobie życie kilka godzin później. Śmierć nie patrzy na wiek, przychodzi po każdego. Ja chcę tylko walczyć.
-W bitwie, którą i tak przegramy?- Rzuca drwiąco i zaczyna wyciągać ciała z samochodów.
Zawsze jest nadzieja.- Odpowiadam i zaczynam sprzątać ciała.
-Dla nich też jest nadzieja?
Nie przerywa swojego zadania i nawet na mnie nie patrzy, ale wiem o co mu chodzi. Patrze na twarz poległego człowieka. Nie mógł mieć więcej niż 20 lat, zostawił przyjaciół i rodzinę by walczyć. Teraz są z niego dumni o ile jeszcze żyją.
-Śmierć czeka nas wszystkich- mówię cierpko,- ale ja będę trzymać się życia jak długo się da.
-Góra tydzień.- Odpowiada.- Później wszyscy będziemy żywymi trupami.
-Masz jeszcze rodzinę?- Pytam, a on patrzy na mnie oczami, w których zbierają się łzy. Nigdy nie widziałam dorosłego mężczyzny w takim stanie.
-Nie wiem.
Odpowiada ledwie słyszalnym szeptem i wracamy do swojego obowiązku.
Ułożyliśmy ciała w jeden stos pogrzebowy. Chwilę patrzyliśmy jak ciała są pochłaniane przez ogień. Wyobraziłam sobie śmierć bliskich, czy będę stała nad ich grobami? Jak długo uda nam sie przeżyć to piekło? W oczach zbierają mi się łzy, odganiam je szybko i powtarzam sobie, że muszę być silna nie tylko dla siebie, ale też dla mojej siostry i wszystkich ludzi w tej szkole.
-Z której jednostki jesteś?- Pytam chcąc wrócić do przyziemnych rzeczy
-Czwartej.- Odpowiada nie odrywając wzroku od ognia.
--Jakie mieliście rozkazy?
-Jechaliśmy do drugiej jednostki, słyszeliśmy, że zbierają tam wojsko i przegrupowują siły i że jest tam bezpieczniej.
-Rozumiem.- Oni uciekali do bezpiecznego miejsca, ale przynajmniej wiem, że w dwójce jest bezpiecznie. Otrzymałam od niego nadzieję, a on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.- W jakim stanie są wasze samochody?
-Nie najlepszym.- Odpowiada bez zastanowienia, ale po chwili dodaje.- Ale po naprawie dojadą do tamtej jednostki.
-Wjedźmy nimi za bramę.- Mówię i idę po klucze do środka.
Po chwili wracam z dwoma mężczyznami, którzy mimo odrazy wywołanej smrodem i świeżą krwią wsiadają do pojazdów. Żołnierz wsiada do trzeciego, otwieram bramę i po chwili wszyscy jesteśmy bezpieczni za ogrodzeniem.
Szybkim krokiem wchodzę do szkoły szczelnie zamykając za sobą frontowe drzwi. Idę do tylnych drzwi i je otwieram, żeby mężczyźni mogli bezpieczni wejść  ale stoją przy samochodzie więc zostawiam drzwi lekko uchylone, ale wyciągam klucze z zamka i wkładam do kieszeni. Jestem na korytarzy na parterze. W klasie po lewo widzę jak zszywają rozcięcie na udzie jednemu z żołnierzy. Jest z nim pan Dormus , dyrektor i drugi żołnierz . Wszyscy stoją w grobowej ciszy. Wchodzę do środka. 
-Co z nim?- Pytam szkolną pielęgniarkę, która udziela  pomocy w nagłych wypadkach i od kilku dni ma pełne ręce roboty.
-To tylko rozcięcie.- Odpowiada spokojnie jakby jej zadaniem było przylepienie plastra.
-Jak do tego doszło?- Pytam jego towarzysza, który patrzy na mnie z rezerwą.
-Dostał ostrym kawałkiem karoserii w samochodzie.- Odpowiada zbyt podejrzliwie, patrzymy na siebie przez dłuższą chwilę.
Podchodzę bliżej pacjenta i dokładnie oglądam ranę. To czyste cięcie, na pewno nie zaatakował go jeden z żywych trupów, ale ryzyko zakażenia wciąż jest duże, zbyt duże.
-Sprawdź dokładanie czy nie ma zakażenia i monitoruj jego temperaturę.- Mówię zwięźle i wiem, że ona wykona dobrze swoją robotę.
-Myślisz, że kłamię? -Pyta oburzony.
-Wolę mieć pewność.- Staję przodem do niego i czekam na kolejny taka słowny.
Całe jego mięśnie się napinają, a jego szczęka się zaciska.
-Myślisz, że narażę cywilów na niebezpieczeństwo?- Mówi przez zaciśnięte zęby. 
-Żeby dać szansę przyjacielowi? -Spoglądam nieustępliwym wzrokiem na jego twarz i mówię bez skrępowania. -Ja bym tak zrobiła.
Milczy zastanawiając się nad moimi słowami. Przez tą jedną chwilę wszyscy patrzą na mnie jakby widzieli mnie pierwszy raz w życiu.
-Więc jesteś lekkomyślna i głupia. -Mówi z wyższością.- Dlatego tak mało kobiet jest w wojsku. Macie za dużo współczucia dla innych.
-Takie jest twoje zdanie. -Mówię z uśmiechem, ale gdzieś głęboko w środku jego słowa mnie ranią.-Ale dopóki tu jesteście musisz znosić moją obecność.
-Dzięki Bogu to nie ty tu dowodzisz. -Mówi z zadowoleniem i odwraca się w stronę pana Dormusa. - Jak wygląda wasza sytuacja? Ilu macie ludzi? Broni? Cywilów?
-Mamy żywność, trzech ludzi z bronią i 45 cywilów. -Mówi krótko.
Do środka wchodzi pan Kotarski z drugim żołnierzem. Oboje nie zauważają napiętej atmosfery i przerywają wymianę zdań.
-Samochody mogą być sprawne dopiero jutro po południu, -mówi dyrektor,- jest z nimi trochę pracy, ale mają w baku dużo paliwa więc uważam, że gdzieś nimi dojedziemy.
-Tylko pytanie "gdzie?". -Mówi cicho pan Dormus.
-Za trzy dni wyruszymy do drugiej jednostki, to niedaleko. -Mówię.
-Tam powinniśmy być bezpieczni. -Stwierdza rzeczowo żołnierz stojący w drzwiach.
-To dobry pomysł, ale jak przekonamy ludzi żeby z nami jechali. -Zastanawia się głośno pan Dormus.
-Wystarczy, że będą mieli jakiś nowy cel i pójdą. -Stwierdzam.
-Kto tutaj dowodzi ?-Pyta żołnierz Ważniak i patrzy na stojących obok mnie mężczyzn.
-Nie mamy wyznaczonego dowódcy. -Stwierdza z zakłopotaniem pana Kotarski. -Ale to Sabina podejmuje wszystkie decyzje i organizuje naszą pracę, więc to ona tutaj dowodzi.
-Tylko nie mów mi, ze to chodzi o ciebie. -Wzdryga się i patrzy na mnie.
-Witaj w moim świecie.- Odpowiadam z najsłodszym możliwym uśmiechem i patrze na rosnącą złość w jego oczach.

Nagle rozlega się głośne uderzenie w rurach. Jeden, dwa, trzy odgłosy.
-To nasz alarm. -Mówi pan Dormus.-Zombi nadchodzą.
-Jak długo jeszcze zajmie pani szycie? -Pytam.
-Jeszcze chwilę. -Odpowiada.
-Dobrze. Panie Katarski zostanie pan z tutaj. Panie Dormus idziemy, panowie -zwracam się do pozostałych mężczyzn, - możecie zobaczyć nasz punkt obserwacyjny. -mówię i już mnie nie ma, jestem w drodze na piętro.

niedziela, 22 września 2013

Misja ratunkowa

-Sabina,- ktoś krzyczy moje imię i szarpie mnie za ramię,- obudź się! Szybko wstawaj!
Otwieram oczy i widzę nad sobą twarz dyrektora, która jest przerażona. Coś się stało gdy ja spałam. Zawiodłam ich?
-Co się dzieje?- Pytam przyczepiając broń do mojego uda.
-Nie ma czasu, -mówi i idzie w stronę drzwi.- Przyjechało wojsko, ale ma kłopoty. Nie wiemy co robić.
Zbiegłam bo schodach i weszłam do klasy, która jest naszym punktem obserwacyjnym. Sama nie wierzyłam w to co widzę. Trzy terenowe samochody wojskowe, zaatakowane przez grupę zombi. Szybko oceniłam zniszczenia. Tuż pod samym naszym nosem giną żołnierze, a ja nie mam zamiaru bezczynnie na to patrzeć.
-Od barykadujcie drzwi, musicie być gotowi gdy przyniesiemy rannych. -Mówię szybko, ale to co mam zamiar zrobić nie będzie łatwe.- Panie Dormus pójdzie pan ze mną? -Widzę jak kiwa głową i już szykuje się do wyjścia.- Michał osłaniaj nas stąd, a jak nie wrócimy to zajmij się wszystkim.
Otwieram okno i wychodzę przez nie. Automatycznie wyciągam broń i zaczynam. Strzelać do zombi przy pierwszym samochodzie. Mój towarzysz podąża za mną i trzech zombi leży na ziemi, przy drugim samochodzie był tylko jeden umarlak, to było łatwe. Trzeci samochód jest oblegany przez tuzin martwych istot, ale ten pojazd jest bardziej wytrzymały, mimo ze nie widziałam czy ktoś jest w środku. Miałam nadzieję, że nasza misja ratunkowa uratuje chociaż jedno istnienie. Nie zawahałam się podczas strzelania. Czterech zombi porzuciło samochód i ruszyło w nasza stronę. Kilka precyzyjnych strzałów w głowę i w serce sprawiło, ze upadli na ziemię, po kilkunastu sekundach te istoty pełzały po ziemi.
-Sprawdź co z ludźmi.- Usłyszałam i pognałam do pierwszego pojazdu.
Nie mogłam przez chwilę oddychać gdy zobaczyłam dwa trupy w mundurach, w drugim samochodzie nie było inaczej nikt nie przeżył. Pan Dormus. ciągle dobijał martwych siekierką, gdy z trzeciego samochodu wyszło dwóch żołnierzy, spojrzeli na nas zaskoczeni, a ja zerkłam na samochód, którego szyby były całkowicie pokryte krwią. Zdałam sobie sprawę, że oni nie widzieli kto ich ratował.
-Szybko wejdźcie do szkoły.- Powiedziałam i wskazałam na budynek, w którym drzwi się właśnie otwarły
-Mamy rannego kolegę.- Powiedział jeden i podał rękę mężczyźnie w samochodzie.Przez chwilę miałam nadzieję go zobaczyć, ale ona została szybko rozwiana. To nie był on.
-Dla każdego znajdzie się miejsce.- Powiedział pan Dormus.- Musimy spalić ciała.
-Zajmę się tym.- Powiedział drugi żołnierz.
-Pomogę ci.- Oświadczyłam.- Wy wejdźcie do środka.

Porzućcie wszelką nadzieję

Trzy ostatnie dni były prawdziwym koszmarem. Ciągle jesteśmy zamknięci w szkole i znikąd nie nadciąga pomoc. Codziennie słuchamy radia czekając na dobre wieści, ale takich nie ma. Wiemy, że cały świat walczy z tą epidemią, wojsko zmobilizowało swoje siły i ich głównym priorytetem jest obrona cywilów. Jednak nikt nas nie chce ratować.
Na pierwszym piętrze stworzyliśmy naszą małą społeczność. W pięciu klasach mieszka 45 osób, w każdej po 9, my śpimy w szóstej klasie. Mówiąc ''my'' mam namyśli Michała, pana Dormusa, moją siostrę Weronikę i mnie. Jesteśmy razem ponieważ tylko my mamy broń, a ludzie nie lubią gdy w nocy jest ktoś przy nich z bronią. Czują się wtedy nieswojo. Nie dziwie im się, ja bez broni czuję się okropnie.Dyrektor śpi w swoim gabinecie, twierdzi że czuje się tam bezpiecznie.. Ale ja wiem, że nie chce pokazać swoich słabości dlatego spędza tam większość czasu.,
W ciągu tych kilku krótkich dni, spaliliśmy czternastu zombi. Na szczęście żaden z naszych ludzi nie został zarażony. Stajemy się rodziną, jest  starsza pani, która opowiada dzieciom bajki na dobranoc. Są kobiety, które matkują wszystkim dzieciom, jest dwóch ojców którzy pomagają nam patrolować szkolę, są naprawdę pomocni mimo ze nie potrafią strzelać, mamy też duchownego, który odprawia msze i modli się całymi godzinami, prosi o zbawienie dla nas, ale ja wiem że to nic nie da, nie będzie zbawienia. Jestem mu wdzięczna za podtrzymywanie na duchu ludzi, z którymi tak ciężko mi się rozmawia.
Patrze na zegarek, za pięć minut skończy się moja warta i będę mogła pójść spać. Widzę jak Michał idzie w moją stronę, schodzę z okna i idę w stronę klasy.
-Powodzenia.- Mówię do niego, ale on chwyta moją rękę.
-Poczekaj chwilę.- Prosi i puszcza moją dłoń.
-Coś się stało? -Pytam lekko zmartwiona od tego incydentu z pocałunkiem prawie ze sobą nie rozmawiamy.
-Mówiłaś, że przeżyjemy, ale nie powiedziałaś jak długo.- To zarzut, że go okłamałam?
-Nie mówiłam o długim i spokojnym życiu.- Odpowiadam i patrze mu w oczy ze złością.
Przesuwa swoją ręką po włosach.
-Wiem, ale czy jest jakaś szansa na ratunek,- bierze głęboki oddech i kontynuuje - wojsko jest gdzieś i walczy, myślisz, że są blisko?
-Wierze,że są niedaleko i że dotrą do nas zanim wszyscy umrzemy.
Odwracam się w stronę okna i patrze na pełnię księżyca. Czuję ręce Michała, które mnie obejmują w pasie i jego oddech na moim karku. Szybko odsuwam się od niego.
-Nie próbuj tego ponownie.- Ostrzegam.
-Dlaczego? -Pyta, z łobuzerskim uśmiechem.
-Mam chłopaka.-Mówię a jego uśmiech gaśnie tak szybko jak się pojawił.
-Nie wierze ci.
-Twoja sprawa.- rzucam do niego. Wracam do klasy, odkładam broń obok siebie i kładę się obok mojej siostrzyczki, która śpi jak aniołek, szybko zasypiam.

Skazując dzieci na śmierć

Wchodzimy na salę gimnastyczną i słyszymy tylko kłótnie dorosłych i płacz dzieci.Dyrektor próbuje ich przekrzykiwać i wierze, że to on jest głosem rozsądku. Bez wahania podchodzę do pana Dormusa i podaje mu broń i dwa magazynki.
-Potrafi pan strzelać?- Pytam, a on uśmiecha się do mnie i przyjmuje oferowaną broń.
-Uczyłem się strzelać w wojsku, ale to było dawno temu.
-Teraz musi pan sobie szybko odświeżyć pamięć bo tylko pan, ja i Michał posiadamy broń.
-Gdzie ją znalazła?- Pyta Michała jakby mnie tu nie było.
-Spadek po starym historyku i zalet a niesprzątania strychu.- Odpowiada, nie patrząc nawet na mnie.
W tłumie ludzi widzę Weronikę, która przepycha się w moją stronę. Jest cała zapłakana. Klękam na kolanach i biorę ją. W ramiona.
-Dlaczego tak długo cię nie było?- Mówi i próbuje powstrzymać płacz.
-Mówiłam, że muszę sprawdzić czy jesteśmy bezpieczni. - Mówię i ocieram jej łzy z policzków.- Co się stało?
-Ten pan powiedział, że ludzie, którzy nie żyją powstają z martwych i przyjdą nas zabić.- W tym momencie zaczęła jeszcze bardziej płakać.
-Kochanie, spójrz na mnie.- Poczekałam, aż podniesie swoje oczy na wysokość moich.- Nie pozwolę nikomu i niczemu cię skrzywdzić.
Pocałowałam ją w czoło i zobaczyłam na jej twarzy uśmiech, nigdy nie pozwolę niczemu i nikomu skrzywdzić moją siostrzyczkę. Wyprostowałam się, a ona objęła mnie w pazie.
-Mama byłaby zła gdyby wiedziała, że nosisz ze sobą broń.- Powiedziała z figlarnym uśmieszkiem, a ja pogłaskałam jej włosy.
-Jaki macie plan? -Przerwał nam dyrektor, pytając nas o radę.
-Po pierwsze nie powinniśmy wzbudzać paniki.- Powiedziałam zbyt ostro niż zaplanowałam.
-Telefony i internet nie działają, a w radiu powiedzieli, że wszyscy powinni zabarykadować się w domach i czekać na dalsze informacje.- Powiedział rzeczowo Michał.
Dyrektor pokiwał głową jakby przyswajał informacje.
-Dobrze, dobrze...- Wymruczał pod nosem i odwrócił się w stronę ludzi obecnych na sali.- Moi drodzy! Musimy wszyscy pozostać w szkole dla naszego bezpieczeństwa i czekać na dalsze instrukcje, które będą podane przez radio.
-Nie będę tutaj siedział i czekał na śmierć!- Krzyknął jakiś facet i wyszedł z dzieckiem, a w jego ślady poszło wielu, którzy śpieszyli się do rodziny lub by pilnować swojego majątku.
-ZACZEKAJCIE!- Krzyczał dyrektor lecz na próżno. Nikt nie chciał go słuchać.
Na sali została mniej więcej setka osób. Głównie dzieci, których rodzice nie przyszli na zakończenie i rodzice, którzy bali się wyjść na  zewnątrz bo nie potrafią walczyć. Zapadła cisza, dyrektor był zrozpaczony, a mężczyźni obok wyjątkowo cisi. Jakaś część mnie chciała podnieść wszystkich na duchu.
-Proszę o uwagę.-Wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę.- Wiem, że się boicie, ale w szkole będziecie bezpieczniejsi niż na zewnątrz. Ci którzy wyszli wybrali śmierć dla siebie i dla własnych dzieci. Jeśli już nikt nie chce wyjść to zamkniemy wszystkie drzwi na zewnątrz..- Zobaczyłam panią woźną i zwróciłam się do niej.- Czy mogła by pani iść z Michałem i. Pozamykać drzwi?
-Tak, oczywiście. Mam przy sobie wszystkie klucze. -Powiedziała i ruszyła w stronę drzwi.
-Pójdziesz z nią?- Zapytałam Michała.
-Teraz nie mam wyboru.- Powiedział ciągle na mnie zły.
-Skąd pani wie co trzeba robić?- Zapytała jakaś starsza kobieta.
-Proszę mówcie mi Sabina i teraz wam powiem wszystko co wijem na temat zombi.

Skrzynia skarbów

Idziemy ramię w ramię  korytarzem i nasłuchujemy kolejnych zombi. Cisza, nie ma żadnych niepokojących odgłosów. Wchodzimy do pierwszej klasy po lewej stronie. Drzwi są otwarte, ale w środku nikogo nie ma. Czuję ulgę, może skończy się na jednym trupie, może nie będzie ich więcej. Mam głupią nadzieję, chcę wrócić do domu i dowiedzieć się, że to tylko zły sen.
-Nawet przez chwilę nie wahałaś się przed odcięciem mu głowy.
Jego głos przywołuje mnie do rzeczywistości. Czy to co właśnie powiedział było komplementem czy zarzutem? Patrze w jego oczy a,e nie widzę tam żadnego potępienia.
_Tego właśnie nas uczą : zero łaski, zero litości.-Odpowiadam zgodnie z prawdą, najlepsi żołnierze to ci pozbawieni uczuć.
-Zniszczyłaś go tak szybko, że zdążyłem tylko mrugnąć i głowy już nie było. -Mówił i badał moją reakcję na te słowa.
-Do czego pijesz? - Rzuciłam i wyszłam z ostatniego pomieszczenia na parterze, stanęłam przodem do niego. Czekałam na odpowiedź, z którą najwyraźniej zwlekał.
-Jesteś taka młoda, powinny targać tobą emocje, ale ty stoisz tutaj ze stoickim spokojem. Jak to możliwe? -Położył swoje ręce na moich ramionach i patrzył prosto w moje oczy, szukając tam odpowiedzi, ale ich tam nie było.
-Mój brak zaangażowania to jedna z moich nielicznych zalet.
Jego dłoń obramowała moją twarz i przysunął swoje ciało do mojego, dzieliły nas tylko centymetry, a wtedy zobaczyłam to w jego oczach. Strach. On panicznie się bał o swoje życie.Powinnam się tego domyślić, ale byłam zbyt pochłonięta poszukiwaniami.
-Przeżyjemy musisz tylko w to uwierzyć.
Posłałam mu najpiękniejszy uśmiech na jaki mogłam sobie pozwolić. Niespodziewanie przybliżył swoją twarz do mojej i zanim mogłam zareagować poczułam jego usta no moich. Szybko odepchnęłam go od siebie.
-Nigdy więcej tego nie rób! -Powiedziałam ostrzegawczo. Odwróciłam się tyłem do niego i ruszyłam do góry po schodach.
-Gdzie idziesz?
-Na strych.
Czułam jego spojrzenie na swoich plecach i usłyszałam jak po chwili zaczął iść za mną. Jak moja próba pocieszenia mogła zmienić się w coś takiego.? Anka miała rację, większość chłopaków źle odczytuje sygnały.
-Masz przy sobie telefon? -Zapytałam gdy poczułam nagłe olśnienie.
-Tak, -opowiedział wyciągając go z kieszeni,- ale tu nie ma zasięgu.
-Tutaj jest, opowiedziałam ze spokojem. -W tym miejscu zawsze był zasięg.
Wzięłam od niego komórkę i wpisałam numer jedynej osoby, która może nam pomóc.
-Do kogo dzwonisz?- Zapytał.z ciekawością w głosie.
-Do wujka.- Przykładam telefon do ucha i czekam, ale nie ma sygnału. Słyszę tylko komunikat "jesteś poza zasięgiem sieci". -Niemożliwe. -Tylko nie to, jest naprawdę źle.
-Co się dzieje?
-Wyłączyli telefony. -Mówię i zaczynam się bać.
-W tej szkole nigdy nie ma zasięgu.- Opowiedział ze spokojem i nawet wyłapałam lekki uśmiech i rozbawienie moim zachowaniem.
-W tym miejscu-pokazuje na podłogę- zawsze był zasięg. Jego twarz wyraźnie zbladła, a ja nie mam ochoty go kolejny raz pocieszać.- Idź do gabinetu dyrektora i sprawdź telefon i komputer.
-A ty gdzie idziesz?
-Po broń. -Uśmiecham się do niego.- Módl się żeby wciąż tam była.
-Broń w szkole? Jesteś szalona, niby skąd się tu wzięła?
-Słyszałeś o historyku, który uczył tutaj kilka lat temu?
-Trzy lata temu odszedł na emeryturę, ale co on ma z tym wspólnego? -Nie rozumiał, faceci zawsze wolno myślą.
-Miał fioła na punkcie broni i kiedyś znalazłam jego skarby.
Pobiegłam na strych po schodach, drzwi były zamknięte tak jak myślałam, wzięłam rozpęd in uderzyłam w nie z barku.
-Kurwa!
To bolało, ale zamek puścił. W powietrzu unosił się kurz, ledwie widziałam na oczy ale dobrze pamiętałam miejsce ukrycia skarbu. Czułam się szczęśliwa, uwielbiałam trzymać broń w ręce. Dobrze pamiętam gdy dostałam moje pierwsze cacuszko, miałam wtedy tylko czternaście lat i ojciec chrzestny chciał bym poszła w jego ślady ni tak też zrobiłam. Rodzice nie pochwalają mojej decyzji, ale jestem szczęśliwa. Znajduję starą skrzynię i bez wahania ją otwieram. W środku znajduję trzy pistolety takie jak zapamiętałam przed laty i dziewięć pełnych magazynków. Powinno nam wystarczyć na jakiś czas. Szybko ładuję swoją broń i wkładam z tyłu za pasek, a magazynki wkładam do kieszeni. Schodzę na dół i udaje się do gabinetu gdzie czeka na mnie Michał. Patrzy zrozpaczony w moje oczy.
-Telefon i internet nie działa, ale w radiu mówią żeby zostać w domach, zabarykadować drzwi i zgasić światła. -Mówi beznamiętnym głosem.- Za kilka godzin będą przekazywać więcej informacji. To apokalipsa.
-Weź się w garść.- Mówię i patrze na niego wyzywająco, nie lubię jak faceci okazują się ciotami. Kładę na stół broń i dwa magazynki.- Od teraz ci ludzie są pod naszą opieką, mam nadzieje, że potrafisz strzelać. Musimy zostawić tutaj nasze ostre zabawki, nie chcemy wywoływać paniki.
Odkładam na biurko mój tasak, który już raz uratował życie.
Po raz kolejny uśmiecham się do niego i wychodzę. Teraz. Mogę iść do mojej małej siostrzyczki, która zapewne strasznie się o mnie martwi.

sobota, 21 września 2013

Kuchenna rewolucja

W kuchni czekał na nas nieprzyjemny widok. Na podłodze leżała martwa kobieta, a nad jej ciałem plecami w naszą stronę pochylał się mężczyzna około czterdziestki, średniej budowy ciała, latynoskiej karnacji.
-Co tu się dzieje!? -Krzyknął zbyt głośno dyrektor.
Człowiek, o ile był to jeszcze człowiek odwrócił się w jego stronę. Twarz i ręce miał pokryte krwią, w zapadniętych do czaszki oczach nie dostrzegłam ani odrobiny człowieczeństwa. Co to było? Z jego ust wydobył się dźwięk podobny do warczenia psa. Znałam to zachowanie, psy zawsze tak na mnie reagują. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam tasak do mięsa na blacie obok mnie. Wzięłam go w swoją prawą rękę i zbliżyłam się do tego nieludzkiego stworzenia, które nie spuszczało wzroku z dyrektora. Wszystko trwało tylko ułamki sekund. To rzuciło się w stronę mężczyzny, ale ja byłam szybsza i odcięłam głowę temu co kiedyś było człowiekiem. Dyrektor niezdarnie odsunął się do tyłu i upadł na swoje cztery litery, a odcięta głowa upadła tylko kilka centymetrów przed nim, a wciąż żywe oczy wpatrywały się w niego jak w kanapkę. Jego ciało upadło na podłogę, lecz ciągle żywe czołgało się w stronę głowy.
Szybko przeszłam obok ciągle żywego ciała i sprawdziłam czy za tylnymi drzwiami nie czai się więcej takich istot. Czysto, za szkołą nie ma żywego ducha. Poczułam ulgę. Odwróciłam się w stronę pełzającego ciała, z szuflady wyciągam długi i miejmy nadzieje ostry nóż. Bez wahania wbiłam go prosto w serce kreatury i natychmiast ciało przestało się poruszać. Tylko głowa ciągle kłapała zębami, więc bez żadnych wstępów chwyciłam za włosy i wyrzuciłam przez otwarte drzwi.
Dopiero teraz spojrzałam na przerażone twarze moich towarzyszów  Dyrektor Kotarski ciągle siedział na ziemi, pan Dormus patrzył na mnie oszołomiony,a przystojniak cały się trząsł.
-Trzeba spalić te ciała. -Powiedziałam rzeczowo.
-Skąd wiesz, że trzeba je spalić? I kim ty w ogóle jesteś! -Krzyczał bezradnie dyrektor i czekał na moją odpowiedz.
Wzięłam martwego mężczyznę, za nogę i ciągłam w stronę drzwi.
-Jeśli ich nie spalimy to oni znowu powstaną.-Powiedziałam nie patrząc na nich, mój wujek miał racje, ktoś testuje broń biologiczną na ludziach, a my nie możemy nic z tym zrobić. Najmłodszy z mężczyzn bez wahania podszedł do mnie i chwycił umarlaka za drugą nogę i wspólnie wyciągnęliśmy go na zewnątrz. Zatrzymaliśmy się dopiero obok wyrzuconej przeze mnie głowy. Gdy podnieśliśmy wzrok do góry ujrzeliśmy jak panowie Kotarski i Dormus niosą martwą kobietę i położyli ja na drugim ciele. Z listonoszki  którą mam ciągle przewieszoną przez ramię wyciągnęłam zapalniczkę i podpaliłam oba ciała. Staliśmy przez chwilę w milczeniu i wpatrywaliśmy się w ogień.
-To jest dziełem broni biologicznej, kilka dni temu Ministerstwo Obrony Narodowej odnotowało pierwsze przypadki tej choroby na Alasce, nie mam pojęcia jak to mogło przedostać się tak szybko. Jedynym znanym sposobem zabicia ich jest całkowite spalenie ciała. -Powiedziałam, na chwilę zamykając oczy i dając im odpocząć.
-Odcięłaś mu głowę, a mimo to on ciągle żył. Jak to możliwe?- Zapytał dyrektor bez namiętnym głosem.
-Z tego ci wiem, oni nie oddychają, ich ciała gniją od wewnątrz, ich mózgi nie działają i nie mają już uczuć.
-Skąd ty to wszystko wiesz?
Patrzyli na mnie wyczekująco, nie lubiłam mówić o sobie, ale teraz czułam, że nie mam wyjścia. Wzięłam głęboki oddech i powoli wypościłam powietrze z płuc.
- Wujek jest generałem i weekendy spędzam w jego bazie wojskowej, słyszę tam wiele rzeczy, których nie mogę nikomu powtarzać. Obowiązuje mnie tajemnica wojskowa.
-Kim ty jesteś?-Dlaczego tak bardzo interesuje go kim ja jestem? Czy to coś zmieni?
-Sabina Rojek kiedyś chodziłam do tej szkoły. -Powiedziałam kim jestem, licząc, że pytania się skończą, ale tak się nie stało.
-Ile masz lat? Nie wyglądasz na więcej niż 20.
-Ona ma 17 lat. -Oświadczył pan Dormus, a dyrektor i drugi mężczyzna wydawali się krztusić.
-To niemożliwe. -Powiedział blondyn i popatrzył z niedowierzaniem na mnie.
Czułam się zażenowana jego spojrzeniem, które przesunęło się po mnie z dołu do góry.
-A kim ty właściwie jesteś?- Zapytałam odwracając się całkowicie w jego stronę i popatrzyłam prosto w jego zielone oczy.
-Wybacz, nie przedstawiłem się. Michał Frozen, uczę angielskiego w tej szkole.
Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja ją uścisnęłam.
-Miło poznać.- Wydukałam i spuściłam wzrok na czubki własnych butów.
Udaliśmy się do środka, dyrektor dwa razy sprawdził czy drzwi są dobrze zamknięte.
-Co teraz robimy?- Popatrzył bezradnie po naszych twarzach.
Nastąpiła krótka cisza, która przerwał Michał.
-Powinien pan zadzwonić na policję i zawiadomić ich no tym incydencie.
A następnie trzeba uspokoić ludzi na sali, są przerażeni.-Powiedział pan ......
-Ja upewnię się, że wszystkie okna i drzwi na parterze są szczelnie zamknięte i czy nie mamy żadnych nieproszonych gości.-Wzięłam tasak w swoje ręce i przemyłam go gorącą wodą.
-Pójdę z tobą. -Powiedział Michał i wyjął z najniższej szafki małą siekierę.
-Dobrze.- Powiedział dyrektor patrząc na nas z lekkim uśmiechem.

Przedstawienie szkolne

Budynek, który wita mnie z otwartymi ramionami jest moja podstawówka. Jestem tu dzisiaj tylko ze względu na przedstawienie mojej młodszej siostry, która śpiewa w szkolnym chórze, ma 10 lat. Nasi rodzice postanowili spędzić ten dzień w biurze, ponieważ osiągnięcia dzieci za które nie ma nagród są nie istotne. Dla nich osiągniecie to coś za co jest nagroda tj. puchar, statuetka , książka lub pieniądze. Próbuje wspierać moja siostrzyczkę, ponieważ nikt  nie wspierał mnie. Ona nie musi cierpieć przez naszych rodziców. Udało mi się wyjec na ludzi bez wsparcia innych. Potrafię walczyć o swoje i podejmować ważne decyzje, ale w sprawach uczuć się gubię. Czasami czuję ze nie posiadam uczuć i dlatego łatwiej mi postawić na swoim gdy nie czuje empatii dla innych.
Jestem już na sali gimnastycznej, którą pięknie udekorowano z okazji zakończenia roku szkolnego.
-Sabina, a co ty tu robisz drogie dziecko? -Silę się na sztuczny uśmiech do mojej byłej wychowawczyni, która chyba zapomniała ile mam lat.
-Przyszłam zobaczyć jak moja siostra śpiewa.
-A nie powinnaś być na swoim zakończeniu roku? -Zawsze wtrąca się w nie swoje sprawy, zawsze zbyt ciekawa i dokładna.
-Moje zakończenie jest o godzinie 12, wiec nie powinnam się spóźnić.
-A która to klasę kończysz, dziecko?
-Druga liceum, proszę pani.
-Naprawdę? -Nie kurwa żartuje sobie. Głupia baba już wiem dlaczego nienawidziłam lekcji matematyki.- To masz już 18 lat.
-Niestety jeszcze nie, jestem z października
-Tak, tak rozumiem.
-Przepraszam, muszę iść przedstawienie się zaczyna.
Uciekam od tej starej, zrzędliwej baby i zajmuję miejsce w piątym rzędzie przy oknie. Uczniowie śpiewający w chórze już stoją na środku, zauważam moją siostrzyczkę Wiktorię i macham doi niej, a gdy ona dostrzega mnie pośród tłumu macha energicznie i podskakuje. Nagle światła gasną i zapada cisza. Jedno światło zostaje skierowane na moja , która zaczyna śpiewać. Anielski głos porusza serca wszystkich na sali. Biała sukienka i jej piękne blond loki sprawiają, ze człowiek od razu ja kocha, bo jak można jej nie kochać? Kończy swoją piosenkę i wszyscy wstają z miejsc i zaczynają klaskać, a ona lekko się kłania i oddala e cień. Dla takich chwil jak ta warto żyć.
-Twoja siostra ma prawdziwy talent wokalny.
Słyszę męski głos i odwracam się w jego stronę. Pierwsza myśl to "ciacho", przystojniak siedzi po mojej lewej stronie. Jasne włosy, nieskazitelna cera, wpatrujące się we mnie oczy sprawiają, że na chwilę tracę oddech.
-Tak, -odzyskuję zdolność mówienia- ona ma prawdziwy dar.
Wpatrujemy się przez chwile w swoje twarze, ale on nie może zebrać się na odwagę by powiedzieć coś więcej. Dla mnie ta sytuacja jest zabawna. Powiedział A, ale nie potrafi powiedzieć B. Odwracam moją głowę w kierunku sceny i oglądam dalszą cześć przedstawienia.
Na stołówce przygotowano poczęstunek dla gości i dla uczniów. Siedzę obok mojej siostry i nauczyciela wychowania fizycznego.
-Nie możliwe, że poszłaś do szkoły wojskowej. Pamiętam, że nie mogłem cię zmusić do biegania na 100 metrów. -Śmieje się ze mnie ale to normalne zachowanie osób,którym mówię o mojej szkole, nikt nie może wyobrazić mnie sobie w mundurze i słuchającej rozkazów.
-Bo bieganie wtedy było bez sensu, teraz biegam po torach przeszkód i to jest to co lubię, a może po prostu lubię chłopaków w mundurach. Tego jeszcze nie wiem.
Oboje śmiejemy się, ja cicho, a on głośno. Jego śmiech słychać chyba na całą stołówkę. Ktoś patrzy na nas jak na wariatów i kręci głowa z dezaprobatą.
Nagle słyszę krzyk od strony kuchni i widzę kucharki, które stamtąd uciekają.
-Uciekajcie to potwory!- Krzyczy jedna z kobiet.
-Biegnijcie na salę gimnastyczną i czekajcie tam na instrukcje !  -Przekrzykuje wszystkich dyrektor.
Widzę jak wychowawczynie zabierają dzieciaki do sali gimnastycznej wszyscy rodzice też uciekają w popłochu.
-Idź z panią. -Mówię do siostry, a ona patrzy na mnie swoimi anielskimi oczami.
-A ty nie idziesz? -Pyta.
-Upewnię się tylko, że jesteśmy bezpieczni.
Uśmiecham się do niej i widzę jak biednie do swojej wychowawczyni.
Na stołówce zostajemy tylko ja, dyrektor, nauczyciel wychowania fizycznego i przystojny nieznajomy, którego spotkalam na sali. Kierują się w stronę drzwi kuchennych. Idę na samym końcu.
Nikt z nas nie spodziewał się zobaczyć czegoś takiego.

Prolog

Cześć, na imię mam Sabina. Opowiem wam historię, której nie dowiecie się ze szkolnych podręczników, ponieważ już nie istnieje instytucja taka jak szkoła. Nasz świat zmienił się w ciągu ostatnich kilku tygodni. Walczymy o przetrwanie, zabijamy by nie zostać zabitymi, tylko jest jeden problem umarli powstają i jedyną metodą aby ich ostatecznie zniszczyć jest ogień. Ten sam ogień wynaleziony w czasach prehistorycznych i służący nam do dziś. W tym świecie nie ma miejsca na uczucia. Śmierć pogrywa z nami na każdym kroku. Poranek nie przynosi już nadziei, czasem chce się poddać, ale boję się powstania jako bezduszne, martwe zombi.