Dlaczego szkoła?

Niefortunny kierunek rozwoju naszego społeczeństwa sprawił, że w wielu okolicach wielkomiejskich szkoły nabrały ufortyfikowanego charakteru, co czyni z podstawówek i gimnazjów w dzielnicach biedoty i gettach mniejszości rasowych doskonałe punkty obrony przed epidemią zombizmu. Te budynki są w stanie przetrwać najazd żywych wandali w czasie cyklicznych rozruchów na tle ekonomicznym lub rasowym, a co dopiero atak watahy zombie. Ich tereny otaczają wysokie płoty z siatki drucianej, co sprawia, że nabierają wyglądu - a w przypadku ataku umarlaków na szczęście także charakteru - obozów warownych. Na miejscu są zazwyczaj stołówki z zapasem pożywienia i dobrze wyposażony gabinet lekarski, zaś tutejsze pielęgniarki mają odpowiednie doświadczenie, wiedzę i sprzęt niezbędny do szycia ran ciętych i opatrywania postrzałów. Sala gimnastyczna zapewni miejsce i sprzęt do ćwiczeń dla obrońców. Tego typu szkoła daje największe szansę - może nie na edukację najwyższej klasy, ale na pewno na przeżycie w razie ataku zombie.

niedziela, 29 września 2013

Wycieczka Zombi

Pan Dormus poszedł sprawdzić co z ludźmi, którzy są pod naszą opieką, a my szybko dotarliśmy na górę.
-Co jest?- Pytam szeptem stojącego przy oknie Michała.
-Sama zobacz.- Mówi i odwraca się w naszą stronę. Spogląda na żołnierza i wyciąga rękę w jego stronę- Michał.
-Robert.- Mężczyzna ściska mu dłoń i kpiąco uśmiecha się do mnie.
Wiem co mi chce przekazać ''to on poznał moje imię przed tobą, nawet informacji nie potrafisz wyciągnąć z człowieka, a chcesz dowodzić naszą grupą.'' Unoszę jedną brew spoglądając na niego, ale nic nie mówię.
Patrzę na sytuację rozgrywającą się na zewnątrz. Widzę około dwa tuziny zombi idących powoli drogą. Zmierzają w stronę szkoły i tak, idą śladem krwi żołnierzy. Cóż, nic na to nie poradzimy. Jesteśmy dobrze chronieni przez ogrodzenie i grube mury. Taka garstka intruzów nic nam nie zrobi. Oddycham z ulgą.
-Ogrodzenie zostało dzisiaj sprawdzone?- Pytam cicho.
-Tak,- odpowiada Michał- sam sprawdzałem.
-Dobrze, nie powinni nam zagrażać.- Mówię i idę w stronę schodów.
-Nic z nimi nie zrobisz?- Pyta Rafał z lekkim zdziwieniem.- Trzeba je po wystrzelać i spalić. Skoro umywasz od tego ręce to my się tym zajmiemy.
-Reagują na dźwięk i nie wiemy ilu ich jest w zasięgu słuchu.-Patrze na niego i muszę posunąć się do groźby.- Jeśli usłyszę strzał to cię zabiję.
-Grozisz mi?- Prawie krzyczy.- Jesteś tylko dzieckiem, któremu pozwolono pobawić się bronią.
Wyciągnął pistolet z wewnętrznej kieszeni kurtki i przyłożył mi do czoła. Jego kolega natychmiast zareagował chwytając go za tors i próbował go odciągnąć ode mnie, ale stał twardo i ani drgnął. Michał próbował wejść między mnie, a jego wyciągniętą rękę. Położyłam mu dłoń na klatce piersiowej. Muszę być spokojna i opanowana- powtarzam sobie. Michał patrzy na mnie oszołomiony, ale nic nie mówi.
-Zrób to jeśli poczujesz się dzięki temu bezpieczniejszy.- Mówię nie urywając kontaktu wzrokowego.
-Nie rób tego.- Prosi jego przyjaciel.
Michał próbuje odciągnąć jego rękę w innym kierunku i Rafał natychmiast wcelowuję w niego bronią. Tego już za wiele,możemy się sprzeczać i sobie grozić, ale nie powinniśmy wciągać do tego innych osób..
-To twoja ostatnia szansa żeby odłożyć broń.- Mówię zdenerwowana.
-Nie będziesz mi rozkazywać!- Krzyczy i znowu próbuje we mnie wycelować.
Wszystko trwa dosłownie ułamki sekund. Uderzam go w ramię i pistolet dosłownie wypada mu z rąk, prawie równocześnie kopię go w goleń , tak jak uczył mnie tego wujek i on upada na podłogę. Michał mimo lekkiego oszołomienie uderza go w głowę, a Rafał traci przytomność.
-Co wy robicie?- Pyta zdezorientowany żołnierz.
-Jak masz na imię?- Pytam podnosząc pistolet i zabezpieczam.
-Wojtek.- Odpowiada bez wahania.
-Przykro mi, ale w związku z tą sytuacją musicie oddać broń i amunicje.
-Nie możemy,-mówi szybko,- przecież wiesz jak wygląda sytuacja. Potrzebujecie każdych rąk do walki.
-Twój kolega celował do mojego człowieka- Mówię rzeczowo i patrzę jak Michał wyciąga drugą broń i amunicję z ubrania Rafała.- Walczymy z umarłymi, nie możemy walczyć jeszcze między sobą. Otrzymacie broń z powrotem, gdy zdecydujemy co robimy dalej, ale do tego czasu nie możecie stanowić zagrożenia.
-Będziesz ławą przysięgłych, sędzią i katem, jednocześnie?- Prycha na mnie.
-Jeśli zajdzie taka potrzeba.- Odpowiadam.- Do puki nie ustalimy co i jak, będziecie naszymi gośćmi.
-Raczej więźniami.- Odpowiada z pogardą, ale teraz w jego głosie słyszę szacunek.
-Możecie odejść kiedy chcecie.- Odpowiadam z lekkim uśmiechem.
-To ja już wolę zostać na twoich zasadach.- Mówi weselej, a ja wyciągam rękę w jego stronę, patrzy ze zdziwieniem, ale gdy do niego dociera co ma zrobić cały sztywnieje, ale oddaje : dwa pistolety, broń szturmową, którą miał przewieszoną przez plecy, trzy magazynki, scyzoryk i długi nuż.
-Sporo tego.- Mówi Michał i cicho gwizda.
-Zanieś wszystko do nas i przyjdź na dół.- Mówię, a on kiwa głową i odchodzi.
-Weźmy go na dół, może potrzebować pomocy medycznej.
-Dobrze.-Odpowiada i bierzemy go pod pachy.- Ciekawe czy skończyli już z Olkiem.
-Olkiem?- Powtarzam ze zdziwieniem.
-Trzecim żołnierzem.- Wyjaśnia i uśmiecha się do mnie.- Nie przywiązujesz wagi do imion, prawda?
-Tak, masz rację.- Tłumaczę lekko zakłopotana.- To dlatego, że ciężko mi jest je zapamiętywać. To taka rodzinna przypadłość.
-Znam tylko jedną osobę, która nigdy nie pamięta imion.- Rozmyśla na głos.
-Tak? Kogo?- Proszę niech nie mówi o moim wujku.
-To nasz generał Turewicz, ostatnio mówiono, że jest w drugiej jednostce i stamtąd dowodzi.-Mówi i zapomina o moim istnieniu, ciekawe jak dobrze go zna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz