Dlaczego szkoła?

Niefortunny kierunek rozwoju naszego społeczeństwa sprawił, że w wielu okolicach wielkomiejskich szkoły nabrały ufortyfikowanego charakteru, co czyni z podstawówek i gimnazjów w dzielnicach biedoty i gettach mniejszości rasowych doskonałe punkty obrony przed epidemią zombizmu. Te budynki są w stanie przetrwać najazd żywych wandali w czasie cyklicznych rozruchów na tle ekonomicznym lub rasowym, a co dopiero atak watahy zombie. Ich tereny otaczają wysokie płoty z siatki drucianej, co sprawia, że nabierają wyglądu - a w przypadku ataku umarlaków na szczęście także charakteru - obozów warownych. Na miejscu są zazwyczaj stołówki z zapasem pożywienia i dobrze wyposażony gabinet lekarski, zaś tutejsze pielęgniarki mają odpowiednie doświadczenie, wiedzę i sprzęt niezbędny do szycia ran ciętych i opatrywania postrzałów. Sala gimnastyczna zapewni miejsce i sprzęt do ćwiczeń dla obrońców. Tego typu szkoła daje największe szansę - może nie na edukację najwyższej klasy, ale na pewno na przeżycie w razie ataku zombie.

środa, 25 września 2013

Umrzeć za ojczyznę to największy z możliwych zaszczytów

-Nie jesteś za młoda żeby walczyć? -Zwraca się do mnie ten z żołnierzy, który został by spalić ciała poległych towarzyszy i patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Widziałam dziecko, które umarło na rękach matki, -mówię spokojnie, patrząc mu prosto w oczy,- a ona odebrała sobie życie kilka godzin później. Śmierć nie patrzy na wiek, przychodzi po każdego. Ja chcę tylko walczyć.
-W bitwie, którą i tak przegramy?- Rzuca drwiąco i zaczyna wyciągać ciała z samochodów.
Zawsze jest nadzieja.- Odpowiadam i zaczynam sprzątać ciała.
-Dla nich też jest nadzieja?
Nie przerywa swojego zadania i nawet na mnie nie patrzy, ale wiem o co mu chodzi. Patrze na twarz poległego człowieka. Nie mógł mieć więcej niż 20 lat, zostawił przyjaciół i rodzinę by walczyć. Teraz są z niego dumni o ile jeszcze żyją.
-Śmierć czeka nas wszystkich- mówię cierpko,- ale ja będę trzymać się życia jak długo się da.
-Góra tydzień.- Odpowiada.- Później wszyscy będziemy żywymi trupami.
-Masz jeszcze rodzinę?- Pytam, a on patrzy na mnie oczami, w których zbierają się łzy. Nigdy nie widziałam dorosłego mężczyzny w takim stanie.
-Nie wiem.
Odpowiada ledwie słyszalnym szeptem i wracamy do swojego obowiązku.
Ułożyliśmy ciała w jeden stos pogrzebowy. Chwilę patrzyliśmy jak ciała są pochłaniane przez ogień. Wyobraziłam sobie śmierć bliskich, czy będę stała nad ich grobami? Jak długo uda nam sie przeżyć to piekło? W oczach zbierają mi się łzy, odganiam je szybko i powtarzam sobie, że muszę być silna nie tylko dla siebie, ale też dla mojej siostry i wszystkich ludzi w tej szkole.
-Z której jednostki jesteś?- Pytam chcąc wrócić do przyziemnych rzeczy
-Czwartej.- Odpowiada nie odrywając wzroku od ognia.
--Jakie mieliście rozkazy?
-Jechaliśmy do drugiej jednostki, słyszeliśmy, że zbierają tam wojsko i przegrupowują siły i że jest tam bezpieczniej.
-Rozumiem.- Oni uciekali do bezpiecznego miejsca, ale przynajmniej wiem, że w dwójce jest bezpiecznie. Otrzymałam od niego nadzieję, a on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.- W jakim stanie są wasze samochody?
-Nie najlepszym.- Odpowiada bez zastanowienia, ale po chwili dodaje.- Ale po naprawie dojadą do tamtej jednostki.
-Wjedźmy nimi za bramę.- Mówię i idę po klucze do środka.
Po chwili wracam z dwoma mężczyznami, którzy mimo odrazy wywołanej smrodem i świeżą krwią wsiadają do pojazdów. Żołnierz wsiada do trzeciego, otwieram bramę i po chwili wszyscy jesteśmy bezpieczni za ogrodzeniem.
Szybkim krokiem wchodzę do szkoły szczelnie zamykając za sobą frontowe drzwi. Idę do tylnych drzwi i je otwieram, żeby mężczyźni mogli bezpieczni wejść  ale stoją przy samochodzie więc zostawiam drzwi lekko uchylone, ale wyciągam klucze z zamka i wkładam do kieszeni. Jestem na korytarzy na parterze. W klasie po lewo widzę jak zszywają rozcięcie na udzie jednemu z żołnierzy. Jest z nim pan Dormus , dyrektor i drugi żołnierz . Wszyscy stoją w grobowej ciszy. Wchodzę do środka. 
-Co z nim?- Pytam szkolną pielęgniarkę, która udziela  pomocy w nagłych wypadkach i od kilku dni ma pełne ręce roboty.
-To tylko rozcięcie.- Odpowiada spokojnie jakby jej zadaniem było przylepienie plastra.
-Jak do tego doszło?- Pytam jego towarzysza, który patrzy na mnie z rezerwą.
-Dostał ostrym kawałkiem karoserii w samochodzie.- Odpowiada zbyt podejrzliwie, patrzymy na siebie przez dłuższą chwilę.
Podchodzę bliżej pacjenta i dokładnie oglądam ranę. To czyste cięcie, na pewno nie zaatakował go jeden z żywych trupów, ale ryzyko zakażenia wciąż jest duże, zbyt duże.
-Sprawdź dokładanie czy nie ma zakażenia i monitoruj jego temperaturę.- Mówię zwięźle i wiem, że ona wykona dobrze swoją robotę.
-Myślisz, że kłamię? -Pyta oburzony.
-Wolę mieć pewność.- Staję przodem do niego i czekam na kolejny taka słowny.
Całe jego mięśnie się napinają, a jego szczęka się zaciska.
-Myślisz, że narażę cywilów na niebezpieczeństwo?- Mówi przez zaciśnięte zęby. 
-Żeby dać szansę przyjacielowi? -Spoglądam nieustępliwym wzrokiem na jego twarz i mówię bez skrępowania. -Ja bym tak zrobiła.
Milczy zastanawiając się nad moimi słowami. Przez tą jedną chwilę wszyscy patrzą na mnie jakby widzieli mnie pierwszy raz w życiu.
-Więc jesteś lekkomyślna i głupia. -Mówi z wyższością.- Dlatego tak mało kobiet jest w wojsku. Macie za dużo współczucia dla innych.
-Takie jest twoje zdanie. -Mówię z uśmiechem, ale gdzieś głęboko w środku jego słowa mnie ranią.-Ale dopóki tu jesteście musisz znosić moją obecność.
-Dzięki Bogu to nie ty tu dowodzisz. -Mówi z zadowoleniem i odwraca się w stronę pana Dormusa. - Jak wygląda wasza sytuacja? Ilu macie ludzi? Broni? Cywilów?
-Mamy żywność, trzech ludzi z bronią i 45 cywilów. -Mówi krótko.
Do środka wchodzi pan Kotarski z drugim żołnierzem. Oboje nie zauważają napiętej atmosfery i przerywają wymianę zdań.
-Samochody mogą być sprawne dopiero jutro po południu, -mówi dyrektor,- jest z nimi trochę pracy, ale mają w baku dużo paliwa więc uważam, że gdzieś nimi dojedziemy.
-Tylko pytanie "gdzie?". -Mówi cicho pan Dormus.
-Za trzy dni wyruszymy do drugiej jednostki, to niedaleko. -Mówię.
-Tam powinniśmy być bezpieczni. -Stwierdza rzeczowo żołnierz stojący w drzwiach.
-To dobry pomysł, ale jak przekonamy ludzi żeby z nami jechali. -Zastanawia się głośno pan Dormus.
-Wystarczy, że będą mieli jakiś nowy cel i pójdą. -Stwierdzam.
-Kto tutaj dowodzi ?-Pyta żołnierz Ważniak i patrzy na stojących obok mnie mężczyzn.
-Nie mamy wyznaczonego dowódcy. -Stwierdza z zakłopotaniem pana Kotarski. -Ale to Sabina podejmuje wszystkie decyzje i organizuje naszą pracę, więc to ona tutaj dowodzi.
-Tylko nie mów mi, ze to chodzi o ciebie. -Wzdryga się i patrzy na mnie.
-Witaj w moim świecie.- Odpowiadam z najsłodszym możliwym uśmiechem i patrze na rosnącą złość w jego oczach.

Nagle rozlega się głośne uderzenie w rurach. Jeden, dwa, trzy odgłosy.
-To nasz alarm. -Mówi pan Dormus.-Zombi nadchodzą.
-Jak długo jeszcze zajmie pani szycie? -Pytam.
-Jeszcze chwilę. -Odpowiada.
-Dobrze. Panie Katarski zostanie pan z tutaj. Panie Dormus idziemy, panowie -zwracam się do pozostałych mężczyzn, - możecie zobaczyć nasz punkt obserwacyjny. -mówię i już mnie nie ma, jestem w drodze na piętro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz