Dlaczego szkoła?

Niefortunny kierunek rozwoju naszego społeczeństwa sprawił, że w wielu okolicach wielkomiejskich szkoły nabrały ufortyfikowanego charakteru, co czyni z podstawówek i gimnazjów w dzielnicach biedoty i gettach mniejszości rasowych doskonałe punkty obrony przed epidemią zombizmu. Te budynki są w stanie przetrwać najazd żywych wandali w czasie cyklicznych rozruchów na tle ekonomicznym lub rasowym, a co dopiero atak watahy zombie. Ich tereny otaczają wysokie płoty z siatki drucianej, co sprawia, że nabierają wyglądu - a w przypadku ataku umarlaków na szczęście także charakteru - obozów warownych. Na miejscu są zazwyczaj stołówki z zapasem pożywienia i dobrze wyposażony gabinet lekarski, zaś tutejsze pielęgniarki mają odpowiednie doświadczenie, wiedzę i sprzęt niezbędny do szycia ran ciętych i opatrywania postrzałów. Sala gimnastyczna zapewni miejsce i sprzęt do ćwiczeń dla obrońców. Tego typu szkoła daje największe szansę - może nie na edukację najwyższej klasy, ale na pewno na przeżycie w razie ataku zombie.

niedziela, 22 września 2013

Porzućcie wszelką nadzieję

Trzy ostatnie dni były prawdziwym koszmarem. Ciągle jesteśmy zamknięci w szkole i znikąd nie nadciąga pomoc. Codziennie słuchamy radia czekając na dobre wieści, ale takich nie ma. Wiemy, że cały świat walczy z tą epidemią, wojsko zmobilizowało swoje siły i ich głównym priorytetem jest obrona cywilów. Jednak nikt nas nie chce ratować.
Na pierwszym piętrze stworzyliśmy naszą małą społeczność. W pięciu klasach mieszka 45 osób, w każdej po 9, my śpimy w szóstej klasie. Mówiąc ''my'' mam namyśli Michała, pana Dormusa, moją siostrę Weronikę i mnie. Jesteśmy razem ponieważ tylko my mamy broń, a ludzie nie lubią gdy w nocy jest ktoś przy nich z bronią. Czują się wtedy nieswojo. Nie dziwie im się, ja bez broni czuję się okropnie.Dyrektor śpi w swoim gabinecie, twierdzi że czuje się tam bezpiecznie.. Ale ja wiem, że nie chce pokazać swoich słabości dlatego spędza tam większość czasu.,
W ciągu tych kilku krótkich dni, spaliliśmy czternastu zombi. Na szczęście żaden z naszych ludzi nie został zarażony. Stajemy się rodziną, jest  starsza pani, która opowiada dzieciom bajki na dobranoc. Są kobiety, które matkują wszystkim dzieciom, jest dwóch ojców którzy pomagają nam patrolować szkolę, są naprawdę pomocni mimo ze nie potrafią strzelać, mamy też duchownego, który odprawia msze i modli się całymi godzinami, prosi o zbawienie dla nas, ale ja wiem że to nic nie da, nie będzie zbawienia. Jestem mu wdzięczna za podtrzymywanie na duchu ludzi, z którymi tak ciężko mi się rozmawia.
Patrze na zegarek, za pięć minut skończy się moja warta i będę mogła pójść spać. Widzę jak Michał idzie w moją stronę, schodzę z okna i idę w stronę klasy.
-Powodzenia.- Mówię do niego, ale on chwyta moją rękę.
-Poczekaj chwilę.- Prosi i puszcza moją dłoń.
-Coś się stało? -Pytam lekko zmartwiona od tego incydentu z pocałunkiem prawie ze sobą nie rozmawiamy.
-Mówiłaś, że przeżyjemy, ale nie powiedziałaś jak długo.- To zarzut, że go okłamałam?
-Nie mówiłam o długim i spokojnym życiu.- Odpowiadam i patrze mu w oczy ze złością.
Przesuwa swoją ręką po włosach.
-Wiem, ale czy jest jakaś szansa na ratunek,- bierze głęboki oddech i kontynuuje - wojsko jest gdzieś i walczy, myślisz, że są blisko?
-Wierze,że są niedaleko i że dotrą do nas zanim wszyscy umrzemy.
Odwracam się w stronę okna i patrze na pełnię księżyca. Czuję ręce Michała, które mnie obejmują w pasie i jego oddech na moim karku. Szybko odsuwam się od niego.
-Nie próbuj tego ponownie.- Ostrzegam.
-Dlaczego? -Pyta, z łobuzerskim uśmiechem.
-Mam chłopaka.-Mówię a jego uśmiech gaśnie tak szybko jak się pojawił.
-Nie wierze ci.
-Twoja sprawa.- rzucam do niego. Wracam do klasy, odkładam broń obok siebie i kładę się obok mojej siostrzyczki, która śpi jak aniołek, szybko zasypiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz